Komentarze: 2
Święta przyszły tak samo szybko jak i odeszły. Te wszystkie przygotowania, bieganie po sklepie w poszukiwaniu jedzenia, prezentów i różnych potrzebnych rzeczy, które przydają się tylko raz w roku. W sumie trzy dni świąt, a tak bardzo czuje się zmęczona. Szczerze powiedziawszy niezbyt lubie święta, zawsze kojarzyły mi się z kolacją wigilijną i jakrze "ciekawymi" rozmowami o polityce i sprawach narodu...popostu jednym słowem ze wszystkim co nie ma związku z Bożym Narodzeniem, bo tak naprawde gdyby nie śnieg, choinka i reklamy w telewizji z polotem świątecznym to czy ktoś popatrzył by w kalendarz i powiedział "mamy święta"? Zapewne nie. Tak naprawde dziś nie o bożonarodzeniowych sprawach. Mam problem z natury osobistej. Zawsze byłam dla siebie najleprzym psychologiem, psychoterapeutą i psychiatrą w jednym. Na każdy problem znajdywałam rozwiązanie, sensowne wytłumaczenie. Znałam swój system wartości i wiedziałam czym mam się kierować...a terazpoprosu gdzieś "zagubilam" moje pomocne cechy i nie umiem sobie poradzić. Z każdym dniem wchodze w jakiś etap, w którym kształtuje się wewnętrznie, poznaje coś czego jeszcze nie poznałam. Ale dziś przemyślałam kilka spraw, które w niedalekiej przeszłości wydarzyły się i nie umiem ich wyjaśnić, więc w skrócie co mnie gnębi: sprawa zdrady z panem K i co zrobić zemścic sie czy nie ingerować w jego życie?, z moim panem M, byc uległą, nie krzyczeć, nie zlościc sie, nie wyrzucac tego że poszedł na impreze bez mojej wiedzy i gdzie zrobiono mu zdjęcie takie a nie inne z jego byłą? i na ostatek isc do psychologa czy zdusic jeden zbiorowy problem w sobie? Nie wiem co robic, jedno zmartwienie drugie wyprzedza, kazde się łączy w jakis sposób i ciągnie mnie coraz niżej, aż w końcu pochłonie mnie w czeluściach ciemności...